Dzisiaj akurat wypada pierwszy maja, więc nazwa bloga jest jak najbardziej adekwatna. Będę tu w luźno opisywać majowe dni. Dzisiaj pierwszą część doby spędziłam u cioci na wsi. Majówka? Być może. Rano się niestety okazało, że niby miały mnie pogryźć jakieś robale, jak to stwierdził mój epicki kuzyn. Nie ugryzły. On musi przyciągać takie rzeczy. Szczypawice mnie też nie uszczypnęły, ale... po kolei! Dostałam bojowe zadanie wożenia kamieni.
Tak, istnieją świeczki z kamienia. Początkowo sama znosiłam je do taczki, bo nie były ciężkie. Później jednak moja mama powiedziała mi, że grasują tam szczypawice. Faktycznie grasowały. Gdyby ktoś nie wiedział:
,,Skorek pospolity, zwany potocznie „korcem”, „zausznikiem”, „szczypawką” lub „szczypawicą” – gatunek wszystkożernego skorka z rodziny skorkowatych. W ogrodach poluje na liczne szkodniki m.in. mszyce i małe gąsienice, jednak niekiedy wgryza się w żywe rośliny. Może także upolować muszkę owocówkę." ~ Wikipedia
Szczypawki na zabawki wcale nie są zabawne, na kamienie też nie! Także skorki mnie straszyły perspektywą bolesnego uszczypnięcia. Skupiłam się na wożeniu kamieni. Sprawdziła się teoria mojego koleżki, że w Święto Pracy się pracuje, nie obija. Kilka razy prawie wykoleiłam taczkę. Kupa śmiechu! Jak już skończyło się wożenie, to sadziłam bób. I słonecznik, ale to mniej istotne. Bób to dziwny byt. Myślisz, że jest go mało, a tu nagle cyk - cała grządka! Tutaj można go zakupić. Poszliśmy na lody i graliśmy w berka. Chciałam Bounty, ale kupili mi Wiewiórę.
Smakowała dobrze. Skubana ciocia oddała mi berka w drodze powrotnej. Z Pawłem jedliśmy rybę i robiliśmy pierwszoteściki po powrocie do budynku, ponieważ zerwał się wiatr, więc nie pozwolono nam zostać na huśtawkach. Około godziny 14 moja mama zarządziła powrót, jednak zanim się każdy zebrał, zrobiła się godzina 15. Chciałam iść na spacer z Piorunem, Figą i Anke, lecz ta druga się zmyła. W zaistniałej sytuacji poszliśmy do Filipa Jastrzębskiego, aby sprawdzić, czy Buglo już odpisało. Nie ufajcie tej firmie!! Oszukuje, że sprzedaje normalne huśtawki!! Nie odpisali, poszłam na pierogi, a następnie na huśtawki. Niestety przybyła tam Katarzyna, aby zatruwać mi życie. Próbowała mnie ukamienować, jednak jestem już uodporniona. Jutro jedziemy z ekipą do Mielna na otwarcie lodziarni, która nie istnieje. Trzymajcie kciuki!
Z poważaniem,
Ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz