czwartek, 9 maja 2019

Dzień dziewiąty, czyli parweniusz, a gry na kartce wygrywają z komputerami

Witam wszystkich śledzących poczynania!

    Mogliście zauważyć, że na blogu przybyło wiele udogodnień m.in. szerszy pasek boczny i chat. Zachęcam do korzystania z tych opcji. 
Wreszcie lata spędzone na blogach z opowiadaniami się opłaciły, mimo że teraz preferuję Wattpada. Moje życie znacznie się uspokoiło, a to niepokojące. W ogóle jakieś rozwodnione te dni. Jedynym odkryciem stopnia wyższego dzisiaj było słowo parweniusz. Usłyszałam je około rok temu na filmie z Luizą Pruską, ale dopiero mi się przypomniało o jego istnieniu. Z ciekawszych rzeczy niedotyczących parweniusza - Katarzyna zabaeykadowała kible. Centralnie. Jeszcze dowiedziałam się, że na informatyce powinno się uzywać komputera, jednak bez niego lekcje są o niebo ciekawsze. Pierwszą godzinę tego przedmiotu przegrałam w gry na kartce. Wracają do łask, kiedy nie ma co robić. W mojej łasce są zawsze, nie żeby jakoś inaczej, ale nie zawsze mam sposobność z kimś zagrać. Zastrzeliłam całe wojsko Kai i jestem z siebie dumna. Na drugiej informatyce zostałam ja z Ciskiem, ponieważ Marta, Ola oraz Karina musiały zalatwić sprawę niecierpiącą zwłoki. Nawet pani się spóźniła, bo niby o Nas zapomniała, taaa... Tak mało, bo reszta polonezowała. Co dobre? ŻE MY SKOŃCZYLIŚMY WCZEŚNIEJ! Jest moc.
Kilka godzin po szkole miał miejsce tragiczny wypadek. Graliśmy w ziemniora ogromnym grochem z wodą. Katarzyna do mnie rzuciła tak nieumiejętnie, że nawet nie doleciał. Groch zmarnowany. Katarzyna czerwona jak zwykle.

Supi. Zostałam także zaproszona na Dłink Czełendż, lecz chyba nie skorzystam. Następnie Katarzyna rutynowo zadarła nos i udała się do mieszkania. Ja poszłam z Anke do swojego w celu wybadania Wulkanu - platformy do klepania liceów. Jakież było moje zdziwenie, kiedy jednej z Nas wyskakiwała rekrutacja do żłobka! I bynajmniej nie mnie...

Dziś niczego nie żałuję. Jutro będę.

Z poważaniem,
Ja









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz